Nasza Patronka
Ludwika Antonina Wawrzyńska urodziła się 22 kwietnia 1908r. w Warszawie, w niezamożnej rodzinie Koralewskich. Wychowała się na Kujawach. Maturę zdała w Toruniu, a studia humanistyczne podjęła na Uniwersytecie Warszawskim. W czasie wojny udzielała się na tajnych kompletach dla gimnazjalistów, a także pracowała w składach aptecznych. Wyszła za mąż za Stanisława Wawrzyńskiego, żołnierza AK, więźnia Pawiaka. Po wojnie uzupełniała wykształcenie pedagogiczne w Liceum Pedagogicznym, podjęła też pracę w Szkole Podstawowej w Bonerowie. Następnie wróciła do rodzinnej Warszawy i tam rozpoczęła swoją wymarzoną pracę nauczycielki w Szkole Ogólnokształcącej Towarzystwa Przyjaciół Dzieci nr 10 przy ul. Młynarskiej 2. Uczyła dzieci z najmłodszych klas. Jednak choroba strun głosowych uniemożliwiła jej pracę nauczycielską. Chcąc zawsze pracować z dziećmi, zdecydowała się być opiekunką w świetlicy szkolnej przy szkole, w której wcześniej pracowała.
8 lutego 1955r. w hotelu robotniczym „Metrobudowa” przy ul. Włościańskiej, gdzie czasowo mieszkała, wybuchł gwałtowny pożar. Ludwika Wawrzyńska wydostała się szczęśliwie na zewnątrz, ale w tym momencie usłyszała od środka płacz dzieci. Widząc, że płomienie wydobywają się z pomieszczenia, gdzie były bez opieki zamknięte małe dzieci, chwyciła siekierę i rozbiła kłódkę zmykającą drzwi. Z płonącego mieszkania wyniosła dwoje małych dzieci. Potem wróciła po następnych dwoje. Gdy po raz trzeci weszła w płomienie, zawalił się na nią płonący strop. W bardzo ciężkim stanie przewieziono ją do szpitala. W tym czasie na miejsce pożaru nadbiegła matka uratowanych dzieci. Nie wiedząc, że dzieci są bezpieczne, rzuciła się w ogień. W kłębach dymu nikt nie zauważył jej braku i nieszczęśliwa kobieta zginęła w ogniu.
Uratowane przez Ludwikę Wawrzyńską dzieci to: sześciomiesięczna Ania Sowul, jej dwuletni braciszek Rysio Sowul i najstarsza z tego rodzeństwa trzyletnia Elżunia. Osierocone przez matkę zostały one umieszczone w Państwowym Domu Małego Dziecka w Warszawie. Czwartym uratowanym dzieckiem był trzy i pół letni Marek Kazimierczak, który szczęśliwie został z rodzicami.
Walka o życie bohaterskiej nauczycielki toczyła się w klinice Instytutu Hematologii przy ul. Chocimskiej 5 w Warszawie. Wawrzyńska została otoczona jak najbardziej troskliwą opieką lekarską, z całego kraju napływały do niej listy z pozdrowieniami i wyrazami uznania, a jej pokój tonął w kwiatach. Podczas pobytu w szpitalu za swój bohaterski czyn została odznaczona drugim najważniejszym polskim państwowym odznaczeniem cywilnym- Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Jednak pomimo 10-dniowych starań lekarzy oraz zastosowania najnowocześniejszych jak na owe czasy metod leczenia, nie udało się uratować życia bohaterki. Zmarła w wyniku poniesionych ciężkich obrażeń 18 lutego 1955 roku. Pochowano ją na Wojskowym Cmentarzu na Powązkach w Warszawie.
Dziesięć dni po śmierci Ludwiki Wawrzyńskiej szkole, w której pracowała, nadano jej imię. Jest to dziś Szkoła Podstawowa Nr 139 im. Ludwiki Wawrzyńskiej przy ul. Syreny 5/7 w Warszawie.
Na cześć Ludwiki Wawrzyńskiej w 1956r. wydano serię znaczków pocztowych z jej wizerunkiem. Upamiętniono ją również w wierszach m. in. Wisławy Szymborskiej „Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej, Leopolda Staffa, Wacława Gralewskiego, Ireny Prusickiej. Jej imieniem nazwano jedną z ulic na Żoliborzu.
Wisława Szymborska
Minuta ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej
„A ty dokąd,
tam już tylko dym i płomień!
- Tam jest czworo cudzych dzieci,
idę po nie!
Więc, jak to,
jak odwyknąć nagle
od siebie?
od porządku dni i nocy?
od przyszłorocznych śniegów?
od rumieńca jabłek?
od żalu za miłością,
której nigdy dosyć?Nie żegnająca, nie żegnana
na pomoc dzieciom biegnie sama,
patrzcie, wynosi je w ramionach,
zapada w ogień po kolana,
łunę w szalonych włosach ma.
A chciała kupić
bilet,
wyjechać na krótko,
napisać list,
okno otworzyć po burzy,
wydeptać ścieżkę w lesie,
nadziwić się mrówkom,
zobaczyć jak od wiatru
jezioro się mruży.
Minuta ciszy po umarłych
czasem do późnej nocy trwa.Jestem naocznym świadkiem
lotu chmur i ptaków,
słyszę, jak trawa rośniei umiem ją nazwać,
odczytałam miliony
drukowanych znaków,
wodziłam teleskopem
po dziwacznych gwiazdach,
tylko nikt mnie dotychczas
nie wzywał na pomoc
i jeśli pożałuję
liścia, sukni, wiersza -
Tyle wiemy o sobie
ile nas sprawdzono.Mówię to wam
ze swego nieznanego serca.”1956r.